Żyjąc w dzisiejszych czasach, szczególnie w „cywilizacji zachodniej,” człowiek często doświadcza stresu, przemęczenia psychicznego i obniżonego nastroju. Przeżyte traumy – zarówno te niedawne, jak i głęboko zakorzenione w psychice – nasze osobiste, szczególne doświadczenia, relacje z ludźmi (nie zawsze takie, jakich byśmy sobie życzyli) czy nawet narastające, nierozwiązane problemy dnia codziennego mają ogromny wpływ na nasz aktualny nastrój i ogólne samopoczucie psychiczne.
Można powiedzieć, że „dobry nastrój i dobre samopoczucie” to radość życia – radość, która bywa zaburzona, o którą trzeba nieustannie dbać i ją pielęgnować. Gdy ją tracimy lub wydaje się nam, że już ją utraciliśmy, warto podjąć starania, aby ją odzyskać.
Z pomocą przychodzą nam rośliny i wiedza na ich temat, zdobywana przez pokolenia. Właśnie o tym, choć w wielkim skrócie, postaramy się tutaj opowiedzieć. Wskażemy możliwe rozwiązania – te, których nierzadko sami już doświadczyliśmy, a które, choć czasem niedostrzegane i niedocenione, są obecne tuż obok nas.
Rośliny na nastrój w ziołolecznictwie. Kiedyś i dziś
Od niepamiętnych czasów rośliny i otaczająca nas natura stanowiły dla człowieka nie tylko inspirację, ale również radość codziennego życia. W wielu starszych źródłach możemy odnaleźć informacje o roślinach, którym człowiek przypisywał wręcz magiczne właściwości. Były one otoczone aurą tajemniczości i traktowane jako rośliny o nadprzyrodzonej mocy.
Dla ludzi tamtych czasów miały one „duszę”, choć inną w rozumieniu niż człowiek czy zwierzęta. Ziołowymi okładami i kąpielami leczono z uroków, a dymem z roślin okadzano domy i zwierzęta, aby odeprzeć złe siły i chronić przed chorobami.
Z biegiem czasu, dzięki zdobywanym doświadczeniom, rośliny zaczęły pełnić rolę lekarstw na wiele dolegliwości, w tym również na poprawę samopoczucia psychicznego. Dziś ziołolecznictwo to skarbnica wiedzy zgromadzona przez tysiące lat. Skarbnica, z której wszyscy możemy skorzystać, szczególnie gdy życie stawia przed nami wyzwania związane z równowagą emocjonalną.
Współczesna fitoterapia, choć niepozbawiona wad, dzięki licznym potwierdzonym badaniom, szczególnie tym niezależnym, otwiera przed nami nowe horyzonty wcześniej niedostrzegalne. Pozwala inaczej spojrzeć na naturę i rośliny lecznicze – bardziej szczegółowo, w kontekście ich budowy oraz poszczególnych składników odpowiedzialnych za reakcje biochemiczne w organizmie.
Zbliżenie tych „dwóch z pozoru odległych światów” – tradycyjnego i naukowego – w kontekście omawianego tematu jest niezwykle fascynującym zagadnieniem, szczególnie w czasach, w których żyjemy obecnie.
Dziurawiec zwyczajny (Hypericum perforatum).
Ziele czarownic – tak nazywane w XV wieku, ziele które ma bardzo bogatą historię i tradycję. Stosowane było już w starożytności, przypisywano mu magiczne właściwości opisywane przez wielu słynnych antycznych uczonych, m.in. przez Hipokratesa, Dioskuridesa i Galena.
W średniowieczu o dziurawcu wspominała Hildegarda z Bingen, a później wiele uwagi poświecił tej roślinie Paracelsus. Paracelsus nazywał dziurawiec „zielem na nerwy”, „jasnością dla duszy”, twierdził ponadto, że nie ma bardziej skutecznego ziela w leczeniu „szaleńczych fantazji”.
Łacińska nazwa hypericum składa się z dwóch członów pochodzących z języka greckiego: hyper oznaczającego „ponad, przez”, a eikon – “zjawa, duch”. Dawniej wierzono, że dziurawiec chroni przed złymi duchami. Wyciśnięty sok z ziela dziurawca nazywany był niegdyś fuga daemonum i miał służyć do wypędzania złych duchów.
Ze względu na charakterystyczne dziurki na liściach (do których nawiązuje drugi człon nazwy łacińskiej – perforatum) legenda głosi, że ziele dziurawca zostało „przez diabła we wściekłości pokłute”.
Dziurawiec jest rośliną o zasięgu niemal kosmopolitycznym. Naturalnie spotykany jest głównie na obszarze Europy Środkowej, (w tym powszechnie w Polsce), ale również na terenach Azji Zachodniej, Ameryki Północnej i Afryki Północnej.
Najczęściej jednak występuje w klimacie umiarkowanym oraz w górach strefy tropikalnej. Zasiedla bardzo zróżnicowane tereny – od miejsc skalistych w górach, poprzez lasy, łąki, polany, murawy i mokradła.
Okres kwitnienia przypada na drugą połowę czerwca, w okolicy święta św. Jana.
Dlatego przez niektórych nazywany jest też zielem świętojańskim, lub zielem św. Jana.
Surowcem jest całe ziele rośliny (Hyperici herba).
Jej prozdrowotne tej rośliny wykorzystywane było powszechnie w sposób szczególny w medycynie ludowej.
Hyperycyna, będąca główną substancją aktywną, w połączeniu z promieniowaniem ultrafioletowym zwiększa wydolność układu hormonalnego, leczy stany lękowe,
nerwicowe i depresyjne. Kiedyś popularną formę nalewki spożywano i „pito na melancholię”.
Dziś ziele dziurawca to powszechny i doceniany surowiec zielarski.
Wytwarza się z niego napary, odwary, oleje, wyciągi alkoholowe – nalewki i intrakty.
Wyciągi wodne z ziela dziurawca są bogatym źródłem flawonoidów, kwasów fenolowych i garbników, ale nie zawierają one hiperforyny i hiperycyny, które nie rozpuszczają się w wodzie tylko w alkoholu o odpowiednim stężeniu. A to właśnie te dwie substancje interesują nas w omawianym temacie najbardziej.
Hiperforyna i wspomniana wyżej hipercyna to bowiem główne składniki aktywne, odpowiadające za korzystny wpływ na ogólny nastrój i działanie uspokajające.
Wyciągi alkoholowe oraz soki ze świeżego ziela zawierają oba związki, wykazując szersze działanie na układ nerwowy.
Wyciągi alkoholowe, czyli nalewki i intrakty podnoszą i stabilizują nastrój.
Wzmacniają motywację i przywracają chęć do działania, koją nerwy i łagodzą silne emocje, ułatwiając zasypianie.
Najnowsze badania potwierdzają, że dziurawiec zwyczajny (Hypericum perforatum) wykazuje działanie przeciwdepresyjne poprzez zwiększenie ilości neuroprzekaźnika serotoniny w mózgu. Do jej zwiększenia dochodzi poprzez hamowanie wychwytu zwrotnego serotoniny. To właśnie serotonina odpowiada za poprawę nastroju i kontrolę emocji, zmniejszając tym samym objawy depresji.
Choć nie jest to „tematem pracy” należy jednak jako „ciekawostkę” wspomnieć iż ziele dziurawca wchodzi w interakcje z lekami syntetycznymi i nie powinno byś stosowane w obecności leków syntetycznych, tym bardziej podawanych w chorobach psychicznych.
Podczas stosowania tylko w naturalnej formie leku roślinnego, powinnyśmy starać się ograniczyć w tym czasie nadmierne opalanie, z uwagi na fotouczulające właściwości rośliny; bądź spożywać ją po prostu wieczorem.
Jak widzimy nie bez przyczyny to właśnie dziurawiec (Ziele czarownic), znalazł się na samym początku mojej listy roślin w omawianym temacie.
Jest bowiem szczególny, nie tylko ze względu na tradycję sięgającą tysięcy lat, i jego cenne dla nas właściwości, ale również współczesne badania potwierdzające jego pozytywne działanie w przypadku depresji czy gorszych stanów emocjonalnych.
Kozłek lekarski (Valeriana officinalis) w czasach starożytnych równie znany i ceniony jak jego poprzednik. Wzmianki o nim pojawiają się między innymi w księgach Hipokratesa z V wieku p.n.e. Rzymski lekarz Galen w II w. opisywał korzeń rośliny jako remedium na problemy z bezsennością. W Polsce szerzej znany jako popularna „walerianka” którą zaczęto stosować dopiero w XV wieku. Podawano ją przede wszystkim osobom cierpiącym na arytmię serca, bóle głowy oraz nerwowość.
Kozłek lekarski, rośnie przede wszystkim w klimacie umiarkowanym Europy, ale także w Azji i Ameryce Północnej. Zioło uprawiane jest głównie na glebach wilgotnych i osiąga wielkość do 2 metrów. Zapach kozłka lekarskiego jest bardzo specyficzny, słodko-gorzki i często określany jako korzenny.
To jeden z najpowszechniej wykorzystywanych w ziołolecznictwie surowców zielarskich. Surowcami leczniczymi są przede wszystkim kłącze i korzeń rośliny (Valerianae rhizoma at radix).
Składnikami aktywnymi biologicznie są triestry irydoidowe – w tym głównie walepotriany.
To właśnie te związki nas najbardziej interesują w omawianym temacie.
To one oddziałują przede wszystkim na układ nerwowy, hamując nadmierną aktywność ośrodkowego układu nerwowego,czego efektem jest zmniejszenie napięcia nerwowego, uspokojenie i złagodzenie objawów stresu.
Kozłek lekarski jest bardzo często stosowany w sytuacjach pobudzenia emocjonalnego, napięcia nerwowego. Uśmierza lęk, niweluje napięcie, wycisza organizm, pomaga nam się psychicznie odprężyć, jest pomocny w nerwicach. Z uwagi że podnosi poziom neuroprzekaźnika zwanego kwasem gamma-aminomasłowym (GABA), podany w większej dawce, zapewni nam „błogi i głęboki sen” co sprawi że będziemy tym samym bardziej wypoczęci.
Wyciągi alkoholowe i wodne sporządzane na bazie wysuszonego korzenia czy kłącza, są popularnym lekiem roślinnym nie tylko w medycynie ludowej, ale także we współczesnej fitoterapii.
Surowiec suszymy w temperaturze do 35 stopni, gdyż przy wyżej temperaturze straci swoje cenne właściwości. Ogólnie warto pamiętać że jego substancje czynne oraz olejki rozpuszczają się lepiej w alkoholach niż w wodzie.
Jako ciekawostkę można wspomnieć że surowiec rośliny w postaci popularnych kropel walerianowych wykazuje podobne działanie jak diazepam – lek psychotropowy.
Pozbawiony jest przy tym wszystkich jego skutków ubocznych.
Był i jest także dziś, świetnym remedium na wzmożony stres nie tylko u nas ale także u naszych pupili (psów, kotów) szczególnie w „sylwestrową noc”.
W sytuacjach wysokiego stresu, napięcia i przeciążenia psychicznego czy ogromu natłoku myśli, pomocną rośliną o której nie sposób byłoby nie wspomnieć jest powszechnie nam znana Melisa lekarska (łac. Melissa officinalis)
Jej działanie myślę że jest znane większości ludzi przynajmniej u nas w kraju.
W stosunku jednak do „poprzedniczek” przez niektórych jest określana jako roślina nie tylko o bardzo mocnym działaniu uspokajającym; ale często efekcie: ” Aż chce się spać…:) ” Pewnie niejeden z nas właśnie „tak by się poczuł ” wypijając do końca kubek naparu, bądź delektując się już drugim.
Roślinę tę znali już starożytni Grecy i Rzymianie. Leczono nią powszechnie melancholię i zmienny nastrój. Paracelsus pisał, że „Esencja melisy podawana w winie każdego ranka, odświeży twoją młodość, wzmocni umysł i odnowi słabnący organizm”.
Jest rośliną wieloletnią, pochodzącą znad basenu Morza Śródziemnego. Pospolicie nazywana jest cytrynowym zielem, matecznikiem, pszczelnikiem oraz rojownikiem. Naturalnie występuje na terenie Europy, zachodniej oraz środkowej części Azji, a także Afryki Północnej. Ponadto uprawiana jest na całym świecie w celach hodowlanych. Roślina preferuje nasłonecznione oraz ciepłe stanowiska osłonięte od wiatru. Najlepiej rozwija się na żyznych i wilgotnych glebach bogatych w wapń.
Surowcem są liście rośliny (Melissae folium) które zawierają: garbniki, flawonoidy, olejek eteryczny, sole mineralne, geraniol, aldehydy monoterpenowe, triterpeny, kwas askorbowy, karotenoidy, związki żywicze, śluz, kwas rozmarynowy. Substancje aktywne stanowiące skład surowca odpowiadają za jego wyciszające oraz uspokajające działanie.
Melisa ułatwia zasypianie oraz walkę z depresją. Ta aktywność wynika z jej składników aktywnych, które hamują aktywność MAO-A (monoaminooksydazy) oraz zwiększają poziom dopaminy, noradrenaliny, adrenaliny i serotoniny w mózgu.
Skutecznie oddala uczucie lęku, tremy, słabej depresji, przygnębienia, rozdrażnienia.
Ułatwia zasypianie i gwarantuje krzepiący, zdrowy sen bez koszmarów sennych. Przynosi ulgę w migrenie i zwykłych bólach głowy. Jest nieoceniona w tzw. napięciowych bólach głowy spowodowanych życiem w ciągłym stresie, napięciu nerwowym, bardzo pomocna w zmęczeniu psychicznym. Warto ją podawać w nerwicy serca, objawiającej się jego kołataniem, uczuciem niepokoju wewnętrznego, czy wzrostem ciśnienia krwi.
Często wykorzystujemy ją także w innej formie niż napary i wyciągi. W aromaterapii pozwala nam na odczucie relaksu, łagodząc napięcie „dnia codziennego”.
Surowcem który często łączony jest z liśćmi Melisy lekarskiej (Melissae folium), są szyszki chmielu (lupuli strobilus).
Samą roślinę – Chmiel zwyczajny (Humulus lupulus L.) pewnie w większości każdy z nas kojarzy z piwowarstwem i charakterystycznym zapachem przy produkcji piwa (kto przebywał w okolicy zakładów produkcyjnych Browaru, z pewnością wie o czym mówię).
Ale poznajmy tą roślinę od zupełnie innej strony, która w rozmaitych sytuacjach stosowana
w odpowiedniej formie, może być dla nas również właściwym i świetnym wyborem.
Już w średniowieczu, chmiel oprócz swojego zastosowania w browarnictwie zyskał również popularność jako składnik mikstur o zastosowaniu uspokajającym, czy pomocnym przy bezsenności.
Przybliżmy wobec tego choć w paru słowach część jego tradycji, bo miał ją na wszystkich niemal kontynentach zapewne długą i szeroką.
Rdzenni mieszkańcy Ameryki używali chmielu jako środka uspokajającego;
Tradycyjna medycyna indyjska (Ayurveda) polecała leki zawierające chmiel w przypadku niepokoju związanego z napięciem nerwowym i bólami głowy; Tradycyjna medycyna chińska (TCM) używała chmielu w leczeniu bezsenności, rozdrażnienia nerwowego i przy braku apetytu. Natomiast nasza polska „tradycja” przypomina nam i dziś, o trochę zapomnianych, a jakże kiedyś popularnych poduszkach wypełnionych wysuszonymi szyszkami chmielu „na szybki i krzepiący sen”.
Szyszki jako surowiec zbiera się zazwyczaj pod koniec sierpnia. To właśnie one odpowiadają za szereg pożądanych przez nas właściwości.
Dzisiaj wyciągi z szyszek stosuje się jako środek uspokajający, pomagający w bezsenności i drażliwości. Są tradycyjnie stosowane w leczeniu nadmiernego podniecenia, niepokoju i napięcia związanego z bólami głowy, neuralgii a nawet dla poprawy utraconego apetytu.
Ekstrakty z chmielu, bogate w związki takie jak ksantohumol czy humulon i humulen, wykazują działanie sedatywne, wpływając na układ nerwowy w sposób, który może przyczyniać się do redukcji stanów lękowych oraz poprawy jakości snu. Jest to szczególnie istotne w kontekście współczesnego często stresującego trybu życia, w którym problemy ze snem i przewlekły stres stały się bardzo powszechne.
Jednym z najbardziej znanych właściwości chmielu, jest właśnie jego ogólne działanie uspokajające. Ułatwia zasypianie, działa antystresowo, niweluje uczucie napięcia i niepokoju. Dodatkowo poprawia samopoczucie w czasie miesiączki i menopauzy, (warto jednak wspomnieć, że chmiel może też powodować u kobiet bardziej obfite krwawienie a nawet przyspieszenie okresu).
Preparaty chmielowe polecane są także w zaburzeniach nerwowych okresu przekwitania, nadpobudliwości u kobiet i mężczyzn oraz w zmazach nocnych. Ta właściwość chmielu jest znana zielarzom od dawna. Szyszki chmielu wykazują również działanie estrogennie.
Podręczniki farmakognozji i fitoterapii opisują działanie związków obecnych w chmielu, polegające na utrudnianiu przenoszenia bodźców do ośrodkowego układu nerwowego, przez co hamowana jest nieznacznie aktywność kory mózgowej, co skutkuje działaniem uspokajającym, dotyczącym zwłaszcza sfery płciowej. To zapewne dobra wiadomość dla panów o nadmiernie wybujałym libido :), choć z pewnością nie dla tych z niskim…
Także aromaterapia używa dzisiaj chmielu w nerwowości, nerwobólach, w schorzeniach wywołanych nadmiernym stresem.
Chmiel był od wieków składnikiem tradycyjnych leków o działaniu uspokajającym, a powszechność stosowania jego surowców świadczyła o ich skuteczności oraz w zdecydowanej większości braku przykrych dla pacjenta działań niepożądanych.
Poprawia sen, koi nerwy, niweluje stres i nadmierną wrażliwość, hamuje nadpobudliwość (także tę seksualną), wzbudza łagodność. Chyba tyle…:)
Pisząc o następnej roślinie, należałoby zadać pytanie czy istnieje roślina o bogatszej historii zarówno w tym pozytywnym wymiarze jej działania sięgającej czasów starożytnych (czy nawet wcześniej) jak i kontrowersji wokół niej, które narosły z biegiem mijających lat i doświadczeń, na przestrzeni głównie ostatnich kilkuset lat aż do czasów obecnych.
Konopie (Cannabis L.) – bo o nich mowa, to rośliny z rodziny konopiowatych.
Badania genetyczne na roślinach pochodzących z różnych części świata pozwalają wyróżnić konopie siewne, indyjskie i dzikie.
Konopie prawdopodobnie pochodzą z Azji Środkowej. Często mówi się tu o czasach prehistorycznych, przy czym wiadomo, że ludzie zaczęli uprawiać pierwsze rośliny około 10 000 lat temu. Konopie (Cannabis) są jednym z najstarszych roślin leczniczych na świecie.
Ale spróbujmy odpowiedzieć sobie, czy już w tak odległych czasach w swoim niewątpliwie wachlarzu cennych właściwości leczniczych były także pomocnym środkiem w przypadku złych emocji, braku psychicznej harmonii, czy gorszego stanu umysłu i ducha.
Otóż używano je do leczenia wielu dolegliwości w omawianym temacie, takich jak chociażby depresja, lęk, bezsenność, apatia, czy nawet towarzyszących im wzmożonych objawach ze strony układu neurologicznego.
Jedną ze starożytnych cywilizacji, która zgłębiła lecznicze właściwości konopi, był między innymi Egipt, znany jako kolebka sztuki medycznej. Pochodzące sprzed 1,5 tys. lat p.n.e. egipskie papirusy wspominają o leczniczych właściwościach konopi – shemshemet – m.in. w leczeniu depresji.
Konopie były często również stosowane przez ludzi w celach religijnych i rytuałowych.
Były obecne i mocno zakorzenione w ich w przestrzeni „duchowej”.
Znaleźć je możemy w Atharwawedzie, jednym z czterech zbiorów hymnów wchodzących w skład Wed – gdzie zajmują szczególne miejsce, świętych ksiąg hinduizmu datowanych na 800 r. p.n.e. Konopie opisano tam jako jedną z pięciu świętych roślin, źródło szczęścia oraz roślinę niosącą radość i wolność.
Hindusi oprócz „środka także odurzającego” (bo takie miejsce też tam zajmowały), używali konopi na uspokajenie i dobry sen.
W „Rajavallabha”, tekście ajurwedyjskim z XVII wieku, konopie są wychwalane jako eliksir vitae, który dodaje energii, aktywuje siły umysłowe, niweluje histerię, pomaga cieszyć się życiem i zwalcza strach.
Konopie bardziej znane jako marihuana były popularnym lekiem jeszcze po I wojnie światowej. Ówczesne kompendium medycyny praktycznej (Sajous’s Analytic Cyclopedia of Practical Medicine z 1924 r.) opisywało między innymi następujące zastosowanie: „uspokajające i nasenne w bezsenności oraz depresji”.
Dzisiaj surowcem leczniczym są żeńskie kwiatostany gatunku Konopii siewnej (Cannabis sativi L. inflorescentia) zwanej medyczną marihuaną lub potocznie „legalną marihuaną.
Współczesna wiedza pozwoliła nam zgłębić tę roślinę dużo bardziej i szerzej z pozycji, jej nie tylko fizjologii i budowy, ale przede wszystkim składników, którym to zawdzięcza swoje działanie.
Głównymi substancjami czynnymi medycznej marihuany są związki: THC (tetrahydrokannabinol) i CBD (kannabidiol).
Synergia pomiędzy różnymi kannabinoidami powoduje tak zwany „efekt otoczenia”, termin ukuty przez izraelskiego badacza Raphaela Mechoulama, który stwierdził, że drugorzędne związki zawarte w konopiach indyjskich, takie jak terpeny, mogą zwiększać korzystne działanie THC i zmniejszać niepokój wywołany jego psychoaktywnością. Oznacza to, że synergia CBD i innych składników konopi z THC zwiększa ich korzyści, działając jako antagonista niekorzystnych skutków, tym samym powodując mniejszą toksyczność niż w przypadku samego THC.
Rośliny, które posiadają zbilansowaną proporcję THC i CBD (stosunek 1:1), wykazują po prostu lepsze terapeutyczne korzyści obu składników, hamują niekorzystne sygnały nerwowe prowadząc do uspokojenia, działając neuroochronnie i antydepresyjnie.
Z gruntu kannabinoidy mają bardzo dobry terapeutyczny wpływ na osoby z obniżonym nastrojem czy depresją, o ile stosuje się właściwe dawki.
THC stymuluje receptory CB1 w mózgu i pomaga organizmowi skuteczniej zarządzać serotoniną, zwiększając jej dostępność. Stymulację tych receptorów powiązano z podobnym efektem przeciwdepresyjnym, co w przypadku leków z grupy SSRI.
Należy jednak wspomnieć że samo THC ma dwufazową naturę, co oznacza, że niskie dawki działają relaksacyjnie i przeciwlękowo, podczas gdy wysokie mogą dawać zupełnie odwrotne efekty, nasilając lęki i niepokój — to największe ryzyko w terapii medyczną marihuaną.
Dlatego w terapii obok związku THC powinien zawsze znaleźć się w odpowiedniej wspomnianej dawce kannabidiol CBD.
To właśnie on pomaga zahamować ewentualne wyżej wymienione skutki uboczne, a oprócz tego uspokaja organizm, redukuje stany lękowe, pomaga przywrócić równowagę w układzie endokannabinoidowym, działa przeciwstresowo i przeciwlękowo.
W przeprowadzonych badaniach użytkownicy konopi stosujący CBD wykazywali większą plastyczność hipokampu, co pozytywnie przekładało się na ich funkcje poznawcze, nastrój i redukcję myśli samobójczych.
Wybór najlepszej odmiany marihuany na depresję zależy od jej podłoża, pory stosowania, indywidualnych tolerancji na THC i profilu terpenowego (zapachów), który moduluje efekty konopi.
Badanie przeprowadzone na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Stanowego w Waszyngtonie wykazało, że inhalacja konopi istotnie redukuje poziomy depresji, lęku i stresu.
Publikacja z sierpnia 2018 roku w czasopiśmie Journal of Affective Disorders sugeruje, że konopie indyjskie mogą zmniejszyć poziom depresji nawet o 50% i lęku oraz stresu o 58%.
Wyciągnięto między innymi także następujące wnioski:
- niska zawartość THC wraz z wysoką zawartością CBD redukuje objawy depresji,
- wysoki poziom THC wraz z wysokim CBD zmniejsza poziom stresu
- wyższe stężenia THC i CBD zmniejszają poziom lęku.
Według (Hyman i Sinha, 2009), 72% codziennych użytkowników konopi korzysta z nich w celu relaksacji i złagodzenia napięcia.
Należy jednak podkreślić że każda roślina konopi ma odmienne genetyczne składy, obejmujące różne poziomy i kombinacje kannabinoidów, terpenoidów, flawonoidów itp.
W związku z tym, nie wszystkie odmiany są równie skuteczne w leczeniu tych schorzeń.
Według dr. Garcii de Palau z Kalapa Clinic, działanie terapeutyczne różnych odmian konopi zależy od procentowej zawartości kannabinoidów, terpenów, flawonoidów i innych substancji czynnych występujących w różnych odmianach.
Każdy gen generuje „tu” inną psychoaktywność.
Niektóre odmiany sativy mają działanie euforyczne i mózgowe, (wskazane głównie w objawach depresji).
Odmiany indica mają działanie narkotyczne, uspokajające i fizyczne (w przypadku nadmiernego stresu).
Odmiana Deimos od Buddha Seeds (z przewagą indici) wydaje się idealna do wywoływania spokoju i relaksu.
Natomiast na bezsenność i stany lękowe najlepszym wyborem będzie Buddha Dosi2 (z rodziny szczepów USA Collection Strains).
Dzięki odmianom sativy z Buddha Seeds możemy osiągnąć bardziej euforyczny i „energetyzujący efekt”.
Jak widać, możliwości i zgromadzonej wiedzy w zakresie terapii tą rośliną, tym bardziej dzisiaj jest naprawdę wiele. Przeróżnych form jej podania – również… (susz, ekstrakty, tabletki).
To chyba tyle na temat rośliny o wspaniałych na pewno możliwościach terapeutycznych i leczniczych, remedium na wiele dolegliwości psychicznych, której wybór i rodzaj powinien zawsze być przez nas dokonany mając na uwadze indywidualne stany emocjonalne, psychiczne odczucia a przede wszystkim osobistą „tolerancję”; rośliny z tak zarazem bogatą i „kontrowersyjną” historią, która z pewnością zasłużyła „na ten nieco obszerniejszy opis” wsparty licznymi współczesnymi badaniami.
Czy istnieje pewna roślina bądź jej część, po którą sięgnąłbym osobiście w objawach nadmiernego przemęczenia, wyczerpania tak fizycznego jak i i psychicznego ?
Otóż tak. Jest to ashwagandha, a dokładnie jej korzeń.
Ashwagandha (Withania somnifera), nazywana inaczej witanią ospałą, czereśnią / wiśnią zimową to roślina należąca do psiankowatych, rosnąca dziko na obszarach śródziemnomorskich Afryki, Małej Azji i Indii – gdzie jest uprawiana na szeroką skalę.
W Europie możemy spotkać ją jako ogrodowe zielniki. Ashwagandha jest rozgałęzionym krzewem o zimno-zielonym zabarwieniu osiągającym 2 metry wysokości.
Jej gałęzie pokryte są szarawym meszkiem, a liście mają ogonkowy kształt. Okrągłe czerwone owoce wielkości 3 cm otoczone są cienkim, papierowym kielichem kwiatowym.
W ziołolecznictwie jako surowiec wykorzystywany jest korzeń rośliny (Withaniae radix).
Smak korzenia jest słodko – gorzki i łatwo się do niego przyzwyczaić.
Użytkowanie ashwagandhy w celach zdrowotnych, sięga nawet 6000 lat p.n.e.
Pierwsze zapiski o jej właściwościach pochodzą ze starożytnych Indii, gdzie uznawana była między innymi za roślinę o właściwościach regenerujących i leczniczych na układ nerwowy. Także jako afrodyzjak. Jej regularne spożycie miało działać niczym eliksir młodości i zapewnić doskonałe samopoczucie na długie lata.
Surowiec był wtedy znany jako Rasayana co w sanskrycie oznacza „przedłużanie życia”. Sama zaś nazwa rośliny oznacza „tę, co pachnie koniem” i nie ma to raczej związku z żadnym zapachem, lecz symbolizuje siłę i moc jej oddziaływania.
Była, i jest również dzisiaj w ajurwedzie uznawana za najsilniejsze zioło lecznicze, najsilniejszy adaptogen, który pomaga przywrócić równowagę i dostosować się do stresujących sytuacji.
Niezwykłe właściwości tej rośliny sprawiają, że chociaż znana i używana na terenach Azji od tysięcy lat, to właśnie teraz zyskuje na popularności na niemal wszystkich kontynentach a w szczególności cywilizacji zachodniej. Efekty jej działania po prostu wydają się skrojone na miarę naszych współczesnych potrzeb.
Jej bogaty skład chemiczny, to głównie aktywne związki witanolidy – naturalnie występujące laktony steroidowe i alkaloidy.
Z uwagi na duże zainteresowanie, ashwagandha jest poddawana ostatnio bardzo wielu badaniom klinicznym, które na ten moment potwierdziły jej omawiane właściwości.
Warto przybliżyć choć jedno przeprowadzone w Indiach w roku 2012, gdzie wykazano między innymi: że u pacjentów cierpiących z powodu podwyższonego stresu, podawanie przez 60 dni stężonego ekstraktu z korzenia ashwagandhy znacznie obniżyło poziom tribuliny mózgu (białka będącego klinicznym wskaźnikiem lęku), a także kortyzolu – hormonu stresu w osoczu krwi.
Dzisiaj surowiec najczęściej spożywany jest w formie naparu, nalewki czy kapsułki ze zmielonym korzeniem bądź ekstraktu sproszkowanej tabletki (bo i taką formę osobiście spotkałem).
Przewlekły stres, trudności z akceptacją otoczenia, lęk, brak energii, wyczerpanie psychiczne i fizyczne; wszystkie tego typu objawy to być może sygnał aby sięgnąć właśnie po tą roślinę.
Roślinę której moc, w sytuacjach dla nas szczególnie trudnych adaptacyjnie, pomoże zwiększyć nie tylko energię, dodać młodzieńczego wigoru, siły i wytrzymałości ale także odnaleźć czas na głęboki relaks, regenerację, lepszy sen i ukojenie.
Histeria, towarzyszący niepokój, strach, lękliwość, panika…
Czy na takie emocje odnajdziemy również jakąś roślinę ?
Tak, Mierznicę czarną (Ballota nigra), inaczej zwaną bezząbem lub czarną szatą.
Roślina jest gatunkiem należącym do rodziny jasnotowatych.
Powszechnie występuje głównie w Afryce Północnej, ale też na prawie całym obszarze Europy, (w tym także w Polsce), oraz częściowo w Ameryce Północnej, centralnej Azji oraz na Bliskim Wschodzie.
Lubi tereny nizinne, miejsca przydrożne oraz zarośnięte. Często spotkamy ją na nieużytkach, polach, łąkach, przy ścieżkach, skrajach lasu, miedzach, właściwie wszędzie.
Wygląda niezwykle ozdobnie przypominając czasem nieco kocimiętkę albo pokrzywę w jednym ze stadium rozwoju.
Ma wyraźnie czterokanciastą, podłużnie prążkowaną łodygę w ciemnozielonym lub czerwonawobrunatnym kolorze. Cała łodyga owłosiona jest licznymi białawymi włoskami. Liście w kształcie jajowate lub okrągłe, posiadają regularnie karbowany brzeg.
Ich powierzchnia jest pokryta drobnymi, lecz licznymi białymi włoskami. Kwiaty są jasnoróżowe lub różowo-liliowe osadzone również na szczycie łodygi. Kwitną od czerwca do września. Cała roślina wydziela bardzo charakterystyczny zapach, dla wielu osób jest on „mniej przyjemny”, który po wysuszeniu znika.
Surowcem jest całe ziele rośliny (Ballotae nigrae herba).
Choć trudno doszukać się czy na „zdrowie psychiczne ” była używana w odległych nam czasach, to wiemy że do celów leczniczych była stosowana w starożytnej Grecji którą ze względu na charakterystyczny zapach nazwano „ballota” od słowa ballo – „odrzucać, odrzucający”.
Można powiedzieć że jeszcze do niedawna była zielem trochę zapomnianym, tak dzisiaj zainteresowanie tą rośliną z pewnością powraca.
Pojawia się na ten temat również coraz więcej publikacji w recenzowanych czasopismach naukowych.
Mierznica czarna dawniej często wyrastała obok domów, była łatwo dostępna, „na wyciągnięcie przysłowiowej ręki”, to byćmoże dlatego była zdecydowanie częściej i chętniej użytkowana.
A była wykorzystywana jako środek uspokajający, łagodzący napięcie i niepokój czy też ułatwiający zasypianie. Tradycyjnie stosowano ją również do zmniejszania negatywnych objawów przekwitania, a także w histeriach i nerwicach wegetatywnych.
Całe ziele to bogactwo składników, między innymi takich jak fenylopropaniody stanowiące aż 5 % składu; jak też glikozydy, kwas jabłkowy i flawonoidy. Praktycznie każdy składnik rośliny niesie ze sobą szereg cech dla nas pożytecznych.
Roślina „mocno” koi nerwy i łagodzi silne emocje. Silnie działa na cały układ nerwowy.
Zmniejsza napięcie nerwowe wywołane stresem i tremą, działa relaksująco na ciało poprzez działanie rozkurczowe, ułatwia także zasypianie.
Łagodzi rozdrażnienie, złość, lęk, tremę. Może być przydatna w czasie nadmiernego pobudzenia czy poirytowania, a także gdy uporczywe myśli nie pozwalają zasnąć.
Napary, intrakty z mierznicy będą idealnym dodatkiem do relaksujących wieczorów.
Ziele wykorzystuje się w leczeniu układu nerwowego, zwłaszcza lecząc choroby nerwicowe i zaburzenia psychiczne. Jest to świetna alternatywa dla antydepresantów.
Przeprowadzone badania naukowe, wykazały wpływ na działanie systemu nerwowego poprzez oddziaływanie na obecne w mózgu receptory benzodiazepinowe, dopaminergiczne i morfinowe które uspokajają, ułatwiają proces zasypiania i zdecydowanie poprawiają jakość snu. Pomagają się odprężyć, zrelaksować i wyciszyć. Łagodzą objawy depresji, przeciwdziałają apatii, uczuciom smutku i przygnębienia oraz zmniejszają ryzyko wystąpienia stanów obniżonego nastroju psychicznego. Poprawiają samoocenę, pozwalają dostrzec uroki życia i czerpać radość i satysfakcję z codzienności.
Niech nas nie zmyli i nie zniechęci czasem jej „charakterystyczny” dla niektórych zapach, po przełamaniu łodygi. Z tą rośliną naprawdę warto się zaprzyjaźnić.
W subtelny sposób wyciszy cały organizm, a „wszystkie troski i zmartwienia dnia codziennego pewnie odejdą w zapomnienie”.
Któż z nas, kiedyś nie poczuł się bardziej wyciszony, zrelaksowany gdy podczas „zmagań dnia codziennego”, nagle poczuł unoszący się wokół niego przyjemny, wonny aromat i zapach ? …Chyba tylko ten któremu, zdrowie na to nie pozwoliło bądź przechodził właśnie „katar”.
Jaśmin (Jasminum officinale) – roślina z rodziny oliwkowatych ,obejmująca około 200 gatunków, pochodząca z południowej Azji, z półwyspu arabskiego i z północno-wschodniej Afryki.
Do Europy Jaśmin dotarł po raz pierwszy w XVI wieku z Chin.
Jest liściastym krzewem osiągającym wysokość ok. 2 – 4 metrów.
Posiada pnące się łodygi i dość smukłe, ciemnozielone liście.
Surowcem są kwiaty rośliny (Jasmini flos) o urokliwym zapachu.
Jaśmin symbolizuje czystość, subtelność i zmysłowość, wprowadzając do kompozycji zapachowych głębię i bogactwo, które trudno jest zastąpić jakimkolwiek innym składnikiem.
W starożytnej Persji, a potem w starożytnym Egipcie, był symbolem nadziei i szczęścia.
Od perskiego słowa yasmin, oznacza „pachnący kwiat; dar od Boga”, którego kwiat jest uznawany za święty w Indiach i Himalajach. W Indiach uważany jest za esencję tajemniczości i magii, indyjskie kobiety używają go do nadawania zapachu włosom i nazywają go „blaskiem księżyca gaju”.
Jaśmin jest również narodowym kwiatem Pakistanu i świętym kwiatem Kamy – Boga Miłości. W kraju tym, w przeddzień ślubu przyszła panna młoda nosi na szyi girlandę z jaśminu i róż, jako zmysłowy symbol jej czystości i pasji.
W symbolice kwiatów oznacza czystość, prostotę, skromność i siłę. „Odurzający” zapach kwiatów jest podobno najsilniejszy wieczorem a jego zapach jest jeszcze intensywniejszy podczas słabnącego księżyca.
Kwiaty jaśminu są wykorzystywane na całym świecie od setek lat. W ich składzie znajdują się takie składniki, jak flawonoidy i olejek eteryczny. Ten drugi jest z kolei bogatym źródłem wartościowych substancji, jak farnezol, nonanal, nopinon, terpinolen, nezukol oraz umbelulan o silnych właściwościach kojących i relaksacyjnych.
W formie olejku, czasem jak żaden inny olejek, poprawia nasze samopoczucie.
Każdy, kto kiedykolwiek doświadczył zapachu tych niesamowitych, białych kwiatów, wie, jak dobrze wpływają one na nastrój i stan ducha. Jaśmin działa jako naturalny lek przeciwdepresyjny. Pomaga na bezsenność, zwiększa witalność i energię, zmniejsza stres oraz niepokój. Aromat pozytywnie wpływa również na umysł, ciało i wszystkie zmysły. Dodany do kąpieli z pewnością pomoże nam zrelaksować się po ciężkim dniu, a wypity w naparze będzie cudownym ukojeniem „trudu dnia codziennego.
Przeprowadzone badania potwierdziły że aromat jaśminu działa relaksująco, osłabiając aktywność autonomicznych nerwów, zmniejsza zbyt wysokie tętno, może także wspomagać leczenie depresji, bezsenności oraz nadmiernej nerwowości.
Dotykając tematu aromaterapii i jej wpływu na nasz pozytywny nastrój i stan psychiczny nie sposób ominąć rośliny której surowce są jednymi z najbardziej wydawałoby się znanych, wykorzystywanych i cenionych surowców w aromaterapii.
Mowa oczywiście o kwiatach Lawendy (Lavandulae flos).
Sama roślina to Lawenda wąskolistna (Lavandula officinalis) której korzenie sięgają basenu Morza Śródziemnego, a aktualnie jest uprawiana powszechnie w wielu krajach na całym świecie, także w Polsce.
Tworzy zwarte kępy o regularnym pokroju, dorastając do 50 cm wysokości.
Ta śródziemnomorska piękność kwitnie wyjątkowo obficie. Do każdego ogrodu wnosi magię i romantyczny nastrój. Kwiaty możemy podziwiać – do czerwca do września. Zdrewniałe pędy i lancetowate liście, pokrywają charakterystyczne, srebrzyste włoski. Roślina tworzy cienkie szypułki zwieńczone kłosami – lawendowych, bo tak ten odcień jest określany kwiatów. Pachną niesamowicie aromatycznie, przywodzą na myśl, przynajmniej wielu naszym rodakom, wspomnienia o ciepłych krajach.
W grobowcu króla Tutenchamona otwartym w 1922 roku znaleziono lawendę, która nadal zachowała część swojego zapachu, leżąc tam 3000 lat.
W starożytności wykorzystywano kwiaty i liście lawendy głównie do aromatyzowania kąpieli.
Lawenda była jedną z ulubionych roślin leczniczych, którą zalecała chorym i cierpiącym słynna średniowieczna benedyktynka św. Hildegarda z Bingen. Jej kwiaty proponowała dla złagodzenia niepokojów ducha, w lękach, dla wzmocnienia całego organizmu i dla usprawnienia pracy mózgu.
Zażywany doustnie olejek lawendowy był między innymi uznawany za środek wzmacniający i tonik przeciwko kołataniu serca, nerwobólom. Twierdzono, że pocieranie skroni kroplami olejku lawendowego leczy nerwobóle głowy.
Stosowano go w celu zwiększenia apetytu, podniesienia na duchu i rozładowania napięcia nerwowego. Był również używany do leczenia histerii i podobnych zaburzeń.
Herbacie parzonej z kwiatów lawendy często przypisywano leczenie zmęczenia lub osłabienia.
Za czasów Henryka VIII w Anglii kiedy nastąpił prawdziwy rozkwit uprawy tej rośliny, przeniosła się ona do przydomowych ogrodów i znalazła mnóstwo zastosowań.
Między innymi bardzo często umieszczano ją pod pościelą, ponieważ jej kojący zapach pomagał w zasypianiu.
W renesansie podobnie jak w starożytności wierzono, że lawenda wzbudza namiętność, dlatego młode panny wkładały w swoje dekolty małe torebeczki z lawendą, aby przyciągnąć potencjalnych adoratorów.
Surowcem, są wspomniane kwiaty lawendy (Lavendulae flos).
W tych drobnych kwiatach o unikalnej fioletowo-niebieskiej barwie kryje się ponad 150 drogocennych substancji czynnych. Olejek który jest największym skarbem lawendy jest źródłem m.in. linalolu i octanu linalolu, beta-cymenu, borneolu, cyneolu, alfa-terpineolu.
Kwiaty lawendy zawierają między innymi kumaryny, związki trójterpenowe, kwasy organiczne, antocyjany, fitosterole, flawonoidy i sole mineralne. Dzięki nim olejek lawendowy ma bardzo szerokie zastosowanie, wykorzystywany jest między innymi w preparatach do aromaterapii, w suplementach diety i lekach.
Lawenda od wieków w medycynie ludowej i współczesnym ziołolecznictwie traktowana jest jako roślina o właściwościach uspokajających, poprawiających sen oraz nastrój.
Także ostatnie badania potwierdzają, że zawiera ona szereg substancji, których mechanizmy działania podobne są do spotykanych w syntezowanych obecnie lekach psychotropowych.
Wykazywano, m.in. że składniki oleju lawendowego wpływają na aktywność: receptorów GABA-ergicznych (podobnie do leków uspokajających z grupy benzodiazepin i leków nasennych typu „Z”), kanałów wapniowych w komórkach nerwowych (podobnie do leku przeciwlękowego – pregabaliny), mogą także podnosić poziom noraderenaliny i dopaminy(co stanowi podstawę działania wielu leków przeciwdepresyjnych) i modyfikować aktywność receptorów serotoninowych 5HT1 (tak jak niektóre leki przeciwdepresyjne i przeciwlękowe – np. trazodon, wortioksetyna, buspiron).
Jak wynika z metaanalizy pięciu badań kontrolowanych placebo, Silexan (tj. standaryzowany preparat z oleju lawendowego podawany w postaci kapsułek) może skutecznie redukować objawy lękowe – zwłaszcza w przypadku pacjentów cierpiących na tak zwany zespół lęku uogólnionego.
Pojedyncze badania i opisy przypadków sugerują możliwość redukcji niepokoju, lęku i bezsenności u pacjentów cierpiących na objawy depresyjne, neurasteniczne i somatyzacyjne. Tolerancja preparatów lawendy jest bardzo dobra.
Lawenda to cudowna roślina która zrobi wszystko by pomóc nam w emocjach typu lęk, stres, nawet w łagodzeniu chorób o podłożu depresyjnym. Dając przy tym ukojenie, niwelując roztargnienie, czy poprawiając jakość i długość naszego snu, używana szczególnie w formie olejku eterycznego może być także wspaniałym uzupełnieniem w terapii obok innych ziół stosowanych wewnętrznie o podłożu uspokajającym.
Nie od dziś wiadomo, że kontakt z naturą wpływa na nas kojąco, wręcz leczniczo.
Często niestety zamknięci w betonowym mieście rzadko możemy pozwolić sobie na dłuższy kontakt ze światem przyrody niż chociażby spacer w parku.
Człowiek od najdawniejszych czasów poszukiwał ratunku dla swego zdro-
Człowiek od najdawniejszych czasów poszukiwał ratunku dla swego zdrowia w świętych gajach, czy w krajobrazach roślinności, w przeróżnym otoczeniu.
Wówczas przyczyny choroby upatrywano w nieprzychylności duchów i bogów, a pośrednikami między nimi a ludźmi byli czarownicy, magowie, ale też rośliny.
Powszechne było ziołolecznictwo. W Grecji lekarze skupiali się wokół świątyń Asklepiosa – boga sztuki lekarskiej. Świątynie, sanktuaria ze źródłami, studniami i ołtarzami otoczone gajami pełniły rolę kultowo-leczniczą. Za najwcześniejsze ogrody terapeutyczne można uznać średniowieczne ogrody klasztorne. Tam potrzebujący otrzymywali pomoc zarówno cielesną, jak i duchową. Przy klasztorach powstawały przytułki, szpitale i hospicja. W XVIII wieku w Europie zachodniej zaczęły powstawać miejskie szpitale w otoczeniu ogrodów, m.in. w Paryżu, Marsylii, Florencji, Pizie i w Wiedniu. Rozwój medycyny, higieny i rola kontaktu chorego z przyrodą w procesie leczenia oraz idee romantyzmu przyczyniły się do tworzenia uzdrowisk. Przełom XVIII i XIX wieku to początki rozwoju ogrodów przeznaczonych do czynnej terapii. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej ważnym elementem leczenia stał się kontakt z naturą i praca w ogrodzie lub na farmie. W Anglii w latach 30. XX wieku ogrodnictwo zostało oficjalnie uznane za metodę terapii dla ludzi obciążonych fizycznie i psychicznie. Czterdzieści lat później pojawiła się koncepcja ogrodu sensorycznego odpowiadającego na potrzeby niedowidzących ludzi. Pozytywne oddziaływanie przyrody na człowieka, potwierdzone w latach 80 – tych badaniami Rogera Ulricha, niemieckiego behawiorysty i architekta krajobrazu – stało się ważnym etapem i kierunkiem leczenia w różnorodnych terapiach, w dużej mierze z zakresu omawianego przez nas nastroju czy samopoczucia psychicznego.
Współczesna Hortiterapia jest stosunkowo nową dziedziną medycyny niekonwencjonalnej, coraz częściej polecaną jako uzupełnienie innych form terapii. Nazywana jest także hortikuloterapią, ogrodoterapią oraz ogrodolecznictwem. Pomimo że Hortiterapia w Polsce jest dziedziną raczkującą, to na świecie, między innymi w krajach skandynawskich, cieszy się już dużym uznaniem i jest szeroko praktykowana.
Istotą współczesnej hortiterapii jest oddziaływanie na kondycję psychiczną, (także fizyczną) i intelektualną pacjenta za pomocą roślin.
Ta forma terapii rozwija zmysł dotyku, wykorzystujące zmysły wzroku, słuchu i węchu, polegająca na obserwacji roślin, wsłuchiwaniu się w dźwięki przyrody, poznawaniu zapachów ogrodu, ale przede wszystkim jest również przy tym świetnym narzędziem terapeutycznym w poprawie naszego nastroju i stanu psychicznego; wyciszenia, odstresowania, relaksu, odskoczni od trudów dnia codziennego.
Możemy spytać samych siebie: dlaczego tak dobrze działa na nas bezpośredni kontakt z roślinami?
Przyczyn jest na pewno kilka. Z pewnością nasz organizm najlepiej reaguje na zielone rośliny – im bardziej są one zielone, tym czujemy się lepiej. Zieleń nas uspokaja, działa kojąco, pozytywnie wpływa na nasze samopoczucie i obniża poziom stresu.
Badania to potwierdzają. Przebywanie wśród żywych roślin przynajmniej 30 minut dziennie ma dobroczynny wpływ na nasze zdrowie psychiczne i fizyczne.
Innym powodem, dla którego warto otaczać się roślinami jest właśnie ich zapach. Nasz mózg w błyskawicznym tempie reaguje na zapachy. Niektóre z nich (np. te wydzielane przez rośliny) wywołują w nas konkretne reakcje. Zapach roślin może nas uspokoić albo wręcz przeciwnie – pobudzić do działania.
Ale zapach, jak i cała hortiterapia oraz współczesna fitoterapia (bazująca głównie na odziaływaniu biologicznym roślin wspartym badaniami) to nie wszystko.
Przypisywanie roślinom nadzwyczajnej mocy energii która nas potrafi uleczyć było zjawiskiem znanym już od tysięcy lat.
W latach 30 ubiegłego stulecia, angielski doktor Edward Bach odkrył szczególne lecznicze właściwości roślin z poziomu wydaje się byćmoże dużo głębszej perspektywy niż współczesna fitoterapia oparta głównie na badanich odnośnie oddziaływania roślin pod kontem biologiczno-chemicznym.
Mając na uwadze leczenie samą esencją pozyskaną z kwiatów i ich energią zaczął leczyć poszczególne emocje towarzyszące człowiekowi.
Opracowany przez niego system 38 esencji kwiatowych znany jest i stosowany niemal na całym świecie. Dr Bach odkrył esencje na krótko przed końcem swojego życia.
Gdyby żył dłużej, z pewnością kontynuowałby swoje badania.
Dzisiaj, po wielu latach odkrywamy prawdziwy wymiar jego cudownej i pionierskiej pracy.
Esencje mają silne działanie uzdrawiające nasze niepożądane emocje, traumy, czy nawet obciążenia rodowe rzutujące na nasze życie i aktualne samopoczucie psychiczne.
Terapia w międzyczasie, stała się integralnym elementem współczesnych metod leczenia.
Esencje kwiatowe stosowane są szeroko w świecie, a w niektórych krajach np. w Wielkiej Brytanii; na Kubie terapia dr Bacha jest częścią składową kształcenia medycznego.
Badania zainicjowane w latach 30-tych ubiegłego stulecia przez dr. Bacha nabrały dynamiki w latach 70 i 80. Powstało wówczas wiele esencji z roślin różnych krajów i kontynentów.
Na początku lat 80-tych, Andreas Korte rozpoczął wytwarzanie esencji z pomocą nowej metody geody krystalicznej, która nie wymaga zrywania i niszczenia roślin.
W pierwszej kolejności, w roku 1984 powstały esencje kwiatów europejskich. Potem esencje kwiatów afrykańskich (z Wysp Kanaryjskich), w roku 1989 powstały esencje roślin lasów tropikalnych – orchidei amazońskich.
Dzisiaj chociażby spośród 38 kwiatów dr Bacha możemy odnaleźć te które będą nam szczególnie pomocne w naszych dolegliwościach emocjonalnych. Depresja, samotność, lęk, niepokój, obsesyjne myślenie, brak cierpliwości czy brak po prostu radości życia, to tylko część wymienionych emocji które możemy leczyć z pomocą gotowych dla nas Esencji doktora Bacha. Ich cudowne działanie nie niesie przy tym żadnych skutków ubocznych ani możliwych interakcji z lekami syntetycznymi czy roślinnymi. Właściwie najważniejszą „sztuką” pozostaje tu odpowiedni wybór i dopasowanie.
Terapia ta jest „czystą esencją energii” kwiatów,…energii która po prostu leczy Duszę.
Podsumowanie
Rośliny od samego początku istnienia człowieka towarzyszyły nam i towarzyszą przez całe nasze ziemskie życie.Niektóre z nich stały się szczególnie dla nas bliskie i ważne, a w wielu sytuacjach wręcz niezastąpione.
W porywach dnia codziennego, ciągłym stresie, w natłoku towarzyszących nam nieprzyjemnych emocji, czy sytuacjach obniżonego nastroju, postępującej depresji, szczególnie dzisiaj przypominają nam o sobie.
Może to właśnie czas aby tym bardziej zastanowić się i spróbować odpowiedzieć
sobie na pytanie te które zapewne nurtowało człowieka od chwili jego narodzin na tej ziemi.
„Czy w naturze odnajdziemy lekarstwo ?”
W czasach nam odległych natura była nam mimo wszystko bliższa,
byćmoże dopiero obecnie jesteśmy świadkami wielkiego powrotu do niej
i powrotu całej „bożej apteki” z roślinami które dzisiaj czekają właśnie na nas.
Ziołolecznictwo, w tym Hortiterapia i wspomniane Esencje kwiatowe
to obszar bezcennej wiedzy i skutecznych naturalnych
rozwiązań na problemy psychiczne i towarzyszący nam nastrój.
Wiedzy której nie sposób nie docenić, szczególnie wtedy gdy ją odkryjemy
i doświadczymy na sobie samym”…
Na zakończenie
To teraz tak na koniec tej opowieści o roślinach na nasz nastrój i dobre samopoczucie… i dla humorku, i dla uśmiechu, …taka ciekawostka i zagadka w jednym
„Czy istnieje na naszej polskiej ziemi roślina której po zjedzeniu
jej listka czy dwóch, będziemy się uśmiechać ?
Która będzie wyzwalała u nas wręcz czasem trudny
do powstrzymania uśmiech na naszej twarzy ?
taki po prostu serdeczny uśmiech ?”
Tak drodzy Państwo, otóż istnieje !
Jest nią rosnący u nas, na przydrożach, rumowiskach, przy płotach, czy w opustoszałych parkach… Serdecznik pospolity (Leonurus cardiaca L.)
Nie wierzycie … ?
No to koniecznie sprawdźcie sami !
Autor: Ireneusz Pilarczyk
Książki
- „Poradnik ziołowy” Ojciec Grzegorz Franciszek Sroka
- „Św. Hildegarda z Bingen – Leczenie chorób duszy” Dr Wighard Strehlow
- „Konopie i medyczne zastosowanie kannabinoidów– praktyczne rekomendacje ” redakcja naukowa Anna Klimkiewicz
- „Porady naturoterapeutki Barbary Kazany” Barbara Kazana
- „W szamańskim świecie” Zioła, dieta, magia” Sebastian Szaman
Artykuły i studia
- Wykłady w Szkole Zen Reiki w Polsce
- Materiały i wykłady naturoterapeutki Barbary Kazany
- Materiały i publikacje Adolfa Kudlińskiego (Medycyna ludowa)
Strony internetowe
- www.doz.pl, www. magicznyogrod.pl, dmax.pl, lekinatury.pl
- inne portale internetowe
Inne źródła
- Czasopismo „Zdrowie bez leków”
- Inne różne źródła odnośnie stosowanych roślin na zdrowie psychiczne człowieka (internet, wykłady, sympozja, publikacje, inne niż wspomniane wyżej książki)